551063_709602195733168_601910738_nMy kobiety mamy ogromny wpływ na to jak ubierają się mężczyźni. Dlatego małymi krokami, dzień po dniu, z użyciem małego niewinnego podstępu, możemy zmienić ich złe nawyki ubraniowe. Jest tylko jeden niepodważalny warunek osiągnięcia zamierzonego sukcesu. Musimy same umiejętność tę posiadać oraz wiedzieć co w trawie piszczy.

Mieć tzw. wyczucie smaku oraz „przebiegłe” umiejętności, by przekonać mężczyznę w taki sposób, żeby nawet w najmniejszym stopniu nie odczuł, że cokolwiek zostało mu narzucone wbrew jego własnej woli.

Mężczyźni już jako mali chłopcy styl ubierania podporządkowywali kobietom.

Najpierw o ich wyglądzie decydowała matka, później dziewczyna, która na ich sylwetce kreowała wizerunek swojego wymarzonego idola z plakatu, a koniec tej ciężkiej drogi wieńczą modowe zmagania własnych żon.

I mimo tego, że już jako młodzi chłopcy zbuntowani i wyrwani spod stylistycznych sugestii matek z całych sił próbowali decydować o sobie sami, większość i tak do końca życia podświadomie prowadzona jest właśnie przez kobiety.

Dlaczego?

To oczywiste. Mężczyźni, jak wszyscy, potrzebują porady. Chcą wiedzieć w czym będą wyglądali mniej czy bardziej dobrze. W czym będą wyglądali lepiej. Tak, jakbyśmy my kobiety wiedziały w czym tak naprawdę lepiej będą się czuć. Bo o to w tym wyborze tak naprawdę chodzi.

O samopoczucie oraz odnalezienie i wyrażanie siebie poprzez ubranie.

Mężczyzna sam powinien wiedzieć w czym wygląda najlepiej i to on powinien ostatecznie zdecydować co na siebie włoży.

Przecież oczywiste jest to, że ma inny niż jego partnerka, modowy gust. Kobiety chętne są do udzielania „cennych” rad, choć same popełniają równie dużo modowych błędów co mężczyźni. Umiejętność ta nie zależna jest bowiem od płci ale od tego czy się to coś ma, czy nie. Po prostu. Coraz częściej spotykam „przypadki” gdzie to właśnie kobieta powinna prosić o poradę swojego partnera. Nie odwrotnie. I aż strach pomyśleć co by było, gdyby to ona zaczęła doradzać jemu w wyborze stroju.

Skąd więc wynika kiepski styl polskiego mężczyzny? Po pierwsze z wygody.

Przyzwyczajony do tego, że przez całe życie ktoś mu matkuje, pokornie przygarnia przyniesione przez żonę do domu spodnie, zakładając do nich wyprasowaną przez nią koszulkę.

Wracamy więc do modowej piramidy matka, dziewczyna, żona.

Po drugie z zakłopotania. W Europie Zachodniej, do której modowo nam jeszcze bardzo daleko, mężczyzna nie zastanawia się nad tym co inni powiedzą o jego wyglądzie zewnętrznym. Jednym słowem, nie obawia się tego, że ktoś określi go tylko dlatego, że dba o swój wizerunek. Nie zastanawia się nad tym czy wygląda jak artysta, wspomniany przeze mnie ostatnio hipster, czy może nawet gej.

Popełniając po drodze dziesiątki błędów, ostatecznie nauczył się swojego stylu w pełni go akceptując. Wie, że szerokość nogawki czy kolor koszuli nie określa jego orientacji seksualnej.

Po trzecie z niewiedzy. Od lat dawano im gotowe zestawy nie zmuszając tym samym do najmniejszego wysiłku podjęcia własnej i samodzielnej decyzji. Mężczyzna nie musiał zastanawiać się nad krojem czy modelem odpowiednich butów. Mało tego, nie miał nawet pojęcia, że jakieś buty mogą być nieodpowiednie. Ubrania pojawiały się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i w magiczny sposób zapełniały jego szafę.

Byłabym jednak mocno niesprawiedliwa, zgarniając wszystkich do jednego worka.

Generalizować wszakże tez nie można.

Trzeba przyznać, że powoli zaczęło się coś zmieniać. Małymi krokami polski mężczyzna zaczyna zdawać sobie sprawę z istoty własnego wizerunku. Poświęca więcej czasu na własny wygląd i nawet sam chodzi na zakupy, pokornie stojąc (w jak zwykle za długiej) kolejce do kasy.

Jednak brakuje tu jeszcze pewnej świadomości.

Umiejętności odpowiedniego szafowania ubraniami. Zwracania uwagi na drobiazgi. Dodatki. Szczegóły. Bo co zmieni dobra, choćby najdroższa koszula przy brudnych, nieokiełznanych włosach? Musicie mieć tę świadomość, że mężczyźni też powinni dbać o włosy.

Czterdziestolatek nie może raz w miesiącu golić głowy maszynką!

Popatrzcie na Marka Bukowskiego, Mikołaja Krawczyka czy chociażby Roberta Kupisza.

Niestety bezpowrotnie minęły czasy wystrzyżonego na zapałkę, biegającego w krótkich spodenkach i sandałkach chłopca.

Drugim zaraz po włosach, słabym punktem naszych mężczyzn są buty.

Ciężkie sznurowane pantofle, nie zależnie od pory roku to norma na naszych ulicach.

Kolejnym „topowym” obuwiem są tzw. „adidasy” a do nich mocno naciągnięte skarpety z efektownym logo.

Latem bywają też sandały. Chociaż tak naprawdę Bóg jeden wie po co, skoro stopę i tak podgrzewa legendarna już skarpeta, o której nie mam już ochoty ani mówić, ani tym bardziej pisać.

Nie macie odwagi na ukazanie światu nagiej stopy? Zrezygnujcie z sandał! To nie jest obowiązkowe obuwie.

Byłoby tak pięknie gdybyście spojrzeli w stronę lekkich, skórzanych mokasynów, pantofli na cienkiej skórzanej podeszwie, płóciennych espadryli, czy chociażby trampek.

Większość tego letniego obuwia idealnie leży na gołej stopie oraz tworzy idealny związek z tzw. stopkami (cienkie, bawełniane skarpety sięgające poniżej kostki).

Zostawiając w tyle dalsze wytykanie popularnych błędów, zastanówmy się lepiej nad tym, jaka jest rola kobiet w tym, jak wyglądają mężczyźni?

Pomyślmy jak przekonać mężczyznę do zmiany złych nawyków ubraniowych?

Jak przekonać go do innego, nowego i lepszego stylu, bo mam wrażenie że po latach matkowania i podawania gotowych zestawów na tacy, jesteśmy im to zwyczajnie winne.

Na pewno nie na siłę. Nie możemy ich zaciągnąć do sklepu i na siłę wciskać w coś, co im kompletnie się nie podoba. Nie próbujcie też metody prezentu wiedząc z góry, że bardziej ucieszy nas. Nie zadziała. Gwarantuję.

Spróbujmy małymi krokami wprowadzać „nowinki” do zmęczonej monotonią męskiej garderoby. Proponuję zacząć od spodni, bo to właśnie one w wizerunku zmienią naprawdę bardzo dużo.

Zaproponujmy inaczej skrojone. Nieco węższe. Granatowe zamiast nieśmiertelnie niebieskich. Niech nie będą szerokie w biodrach. Z krokiem odrobinę niżej niż zwykle. Nie muszą opinać pośladków i sięgać powyżej pępka! Pokażmy różnicę między jednym a drugim krojem. Pozwólmy ocenić oraz zastanowić się.

Jeżeli uda ci się ta mała zmiana, za jakiś czas bez oporów kupi o rozmiar mniejszy t-shirt bo sam zauważy, że przy węższych spodniach koszulka nie musi wyglądać jak bezpłciowy, wielki worek. Najważniejsze by to ON SAM powoli, bez zbędnego nacisku się o tym przekonał.

Wszystko jednak rób rozważnie i stopniowo. Nie krytykuj i nie wyśmiewaj. Pozwól na niewielkie modowe szaleństwa. Bierz pod uwagę fakt, że w tym przypadku tobie nie wszystko musi się podobać!

Ale z pewnością spodoba ci się fakt, że kiedy któregoś dnia twój mężczyzna poprosi cię o pomoc w zakupach znaczyć to będzie, że osiągnęłaś wielki sukces z użyciem małego, niewinnego podstępu :)