Choć Coco Chanel i jej nieśmiertelny żakiet, którego pierwszy model powstał ponad 90 lat temu, tak naprawdę nigdy nie odejdzie w niepamięć, to jak wszystko co z modą związane, co jakiś czas ma swoje chwile zapomnienia. Jednak tej jesieni, to absolutny Must Have sezonu!
Chcąc przekonać się na własnej skórze, a właściwie na własnych plecach, co tak ciągnie kobiety do tych małych, „skromnych” żakietów, postanowiłam trochę poszperać w galeriach handlowych.
Okazało się, że w tym sezonie nie ma sklepu i kolekcji, w którym nie można by kupić tej małej, chanelowskiej marynarki. A ponieważ każda z nas czerpie najświeższe trendy z wielkiego świata, teraz dzięki modelom szytym na wzór tego nieśmiertelnego cuda, możemy pozwolić sobie na zakup tej małej, “skromnej” tweedowej marynarki.
Choć ceny bywają różne, bo w Zarze sięga ona nawet około 500 zł, to i tak nie jest to kwota, która do reszty zrujnuje nasz jesienny budżet. Dla pocieszenia dodam, że znalazłam też modele w cenie około 200zł, które idealnie odzwierciedlają upragniony model.
Wracając więc do popularności małej „wielkiej” marynarki, nigdy nie ciągnęło mnie do tego typu kroju, tweedu i panciowatego wyglądu, kojarzonego ze starszą panią z bogatego domu. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy żakiet z Zary tak pięknie na mnie leżał i do tego nie pogryzł się z dżinsami, które akurat miałam na sobie. Nagle, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, zniknął gdzieś jego zbyt wysublimowany wygląd, a żakiet zmieniał swój charakter wraz z tym, z czym go akurat połączyłam.
Przepiękne srebrzyste modele, tracą swój wieczorowy wygląd z militarną spódnicą mini lub skórzanymi spodniami. Przekonałam się że ten niezwykły, pudełkowy krój żakietu, idealnie leży na każdej kobiecie, niezaleznie od sylwetki i że zawsze stanowił on będzie symbol nieprzemijającej elegancji, choćby z dżinsami.
Wybór zależy wyłącznie od wyobraźni jego właścicielki. W każdym razie uważam, że tak jak “małą czarną” warto mieć go w swojej jesienno zimowej kolekcji. No cóż, zastanawiam się tylko czy dojrzałam do tak wielkiej klasyki, czy może znowu dałam złapać się w pułapkę pt. „muszę to mieć”, bo jakimś dziwnym trafem, wyszedł ze sklepu razem ze mną. ;)