hipster-evolution-brendan-mccartan

Nie tak dawno ktoś całkiem odważnie nazwał mnie hipsterem. Co prawda dodał jeszcze co nieco. Kilka niecenzuralnych słów, które jeśli pozwolicie, zostawię dla siebie. Wpadło, wypadło. Przyzwyczajona tym, że tu wszyscy mówią o sobie raczej negatywnie, opinię puściłam mimo uszu. Pochłonięta codziennością nie zastanawiałam się nad tym. Od jakiegoś czasu porównanie to jednak nie dawało mi to spokoju. Na tyle, by w wolnej chwili z nudów i zwykłej ludzkiej ciekawości, zagłębić się w temat.

Z tego co wiedziałam zaczynąjąc to niezwykłe dochodzenie dotyczące poniekąd mojej osoby, w definicji hipstera mieści się nie mniej nie więcej to, że osoba należąca do tej postsubkultury, najzwyczajniej się jej wyrzeka. Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że hipster z natury jest nieuchwytny. W swojej odmienności niedosięgniony dla twardo stąpających po ziemi śmiertelników. I choć przez kilka ostatnich lat zdołał sobie zapracować na troszkę więcej, niż tylko krótką wzmiankę w internecie, to i tak do tej pory tak na prawdę nie wiadomo, kim ten człowiek w istocie jest.


Zanim jednak sięgnę sedna owego porównania, próbuję tu i ówdzie dowiedzieć się o kim tak w zasadzie mowa?

Kim jest hipster? Skąd się wzięło pojęcie hipstera? Skąd pochodzi? Kim był pierszy? Jakieś pochodzenie? Jakaś narodowość, ślad w historii, cokolwiek?! I choć temat przewijał się po tysiąckroć, w dalszym ciągu nic konkretnie o nich nie wiadomo.

Z ciekawostek jakie udało mi się znaleźć we wszystkowiedzącym internecie jest to, że w różnych miastach hipsterem nazywa się zupełnie inaczej wyglądające osoby. Wiadomy i niepodważalny jest jednak fakt, że wszyscy to jedna artystyczna dusza. Zbiór ludzi czujących i myślących inaczej niż większość społeczeństwa.

I tak na przykład w Warszawie królują hipsterzy pod postacią grande mode. W Krakowie i Poznaniu hipsterzy, to przeważnie artyści pod postacią młodych duchem szaleńców, żyjących własnym rytmem i według własnych przekonań. Chodzący w podartych dżinsach, otuleni rozciągniętym swetrem i pięciometrowym szalem oplecionym wokół szyi. Z jednej strony artystyczna bohema, z drugiej skrzętnie skrywany stylowy wizerunek, który i tak, chciał nie chciał wszyscy widzą.

Podobno wszystko zaczęło się zupełnie niewinnie w Nowym Jorku od podrobionej pary kultowych okularów, podartych spodni od najlepszego desingera (zapewne z drugiej a może i trzeciej ręki) i wyciągniętej koszuli, które w oryginalny i nonszalancki sposób miały świadczyć o indywidualności oraz nieprzywiązywaniu wagi do przywiązania do mody. Tak mówią.

Mówią też, że hipstera teoretycznie nie obchodzi wygląd. Powtórzę, tylko teoretycznie! W rzeczywistości dużą wagę przywiązuje do własnego wizerunku i prawdopodobnie zanim coś założy, dobrze zastanawi się nad tym czy nowe rurki będą pasowały do jego starego, wyciągnietego swetra? Przynajmniej wygląda tak, jakby wszystko dokładnie przemyślał. Dlaczego? Bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego ile znaczy i o czym świadczy wygląd zewnetrzny każdego człowieka!

W istocie zaczęto o tym tyle mówić, że to (nie)ZAINTERESOWANIE modą przez osoby noszące z taką umiejętnością taki mix ciuchów, trzeba było w końcu jakoś nazwać. Znaleźć odpowiedni nurt. Wymyśleć nową dziedzinę. Modę tą, określono właśnie hipsteryzmem.

Z góry odrzucono w niej wszystko to, co oczywiste i przewidywalne. Wszystko to, co kochają i za czym ślepo podążają masy. Przetarte stereotypy. Znudzona klasyka. Tak naprawdę nie można nawet ścliśle określić, co stanowi dla nich inspirację? W zasadzie nie wiadomo czy wogóle takiej inspiracji poszukują. Wiadomo za to, że hipsteryzm powstał z potrzeby wyrażania indywidualności.

Dziś, w społeczeństwie które za wszelką cenę stara się włożyć wszystkich do tej samej szuflady, w niektórych wytworzyła się potrzeba buntu. I właśnie w ten sposób niektórzy ten bunt pokazują.

Odnajdując się w niszowych zawodach, dotąd nawet nieznanych zwykłym ludziom, udowadniają i sobie i światu swoją niezależność, inność, indywidualność. Sprawa szalenie trudna ale jak widać, niektórym sztuka ta udała się do tego stopnia, że zaczęto mówić o niej głośno i otwarcie.

Z mojego punktu widzenia, zagłębianie się w temat raczej nie ma większego sensu. Dałam sobie spokój w momencie kiedy po przejrzeniu setek stron, nie znalazłam nic poza zbędnymi definicjami.

Wychodzi więc na to, że każdy kawałek kuli ziemskiej ma swoich hipsterów. Innymi słowy ludzi, którzy własnym wyglądem, myśleniem i sposobem na życie róznią się od reszty zaszufladkowanego, niestety, dziś świata. Nie będę też zagłębiać się w owe porównanie. No cóż, nie jestem zupą pomidorową, nie każdy musi mnie przecież lubić… jakoś to przeżyję ;)

I tak hipster, choć stanowić miał wyzwolenie, stał się kolejną subkulturą. To zjawisko, które tak na prawdę zawsze istniało społecznie. Różnica jest tylko taka, że wcześniej ci nietuzinkowi i wyjątkowi ludzie nazywani byli artystami, bądź występowali pod własnym nazwiskiem.

Dziś albo mówi się o nich głośno źle, albo po cichu dąży, by stać się jednym z nich.